Trup – „Szmula” (2019)

Jest połowa listopada 2019 roku. Późny wieczór, siedzę sobie z kubkiem kawy i robię pierwszą przymiarkę do osobistego, muzycznego podsumowania roku. Myślę tylko o polskich płytach, duma mnie rozpiera, że jest tak dużo dobroci, ileż rzeczy doskonałych, ileż wybitnych. Ale do końca roku jeszcze parę chwil, może jeszcze coś się stanie, może coś zaskoczy, może coś zwróci na siebie moją uwagę. No i zwróciło. No bo jak przejść obojętnie obok zespołu, który nazywa się Trup?

To warszawskie trio, które robi hałas – przynajmniej Panowie sami tak o sobie mówią. Zespół wpisał się wielkimi literami i grubą czcionką w jesienny kalendarz, jadąc na świetnie przyjętą trasę koncertową pod szyldem Co Złego To My! (z Gruzją i Truchłem Strzygi), i dając padołowi ziemskiemu Szmulę – debiutancki, pełny album. Niespełna trzydzieści minut skondensowanego hałasu, momentami doprowadzonego do ściany, w bardzo ciekawym, muzycznym opakowaniu.

 Niczym nieskrępowany, wyciśnięty z trzewi noise jest sercem tej płyty, bijącym na granicy zawału. Ale żaden zawał mu nie grozi, bo serce jest młode, zdrowe, doprowadzone z rozmysłem do stanu wysokiej aktywności przez pełen siły i witalności organizm. Napędzane adrenaliną i specyficzną mieszaniną minerałów – wysokoenergetycznych, starannie wyselekcjonowanych, przekładających się na czystą moc. Odwdzięcza się pompowaniem krwi buzującej od agresji i brutalności. Ale nie jest to krew zatruta, wręcz odwrotnie. To mieszanina płynnego ognia i energii bomby atomowej, wzbogacona hormonami doprowadzonej do granic wściekłości bestii. Parę kropel takiej krwi ma w sobie tyle mocy, że w momencie przywróci do życia każdego…trupa.

Jak stworzyć takiego potwora? Przepis jest tak banalny w swej prostocie, że nawet nie warto się nad nim rozwodzić. Składniki znane i cenione od zawsze – death metal, opętany black (w warstwie gitarowej), industrialne mechanizmy sekcji, wrzask, growl, piwnica, trochę walcowatego tempa, bas kruszący mury, gitary palące wioski, odrobina grind core’a i wyważona dawka transu. Proporcje – niby na oko, ale po głębszym przestudiowaniu okaże się, że nawet szczypta za dużo lub za mało, może mieć następstwa. Przygotowanie – najzwyczajniejsze na świecie: pokroić, zmielić, intensywnie mieszać, doprowadzić do wrzenia, gotować na największym ogniu aż nabierze zwartej konsystencji. Ale nie myśl sobie słuchaczu, że każdy może to zrobić. Przepis jest łatwy, ale żeby wyszła idealna maszyna do zabijania, nie może tego zrobić nawet najbardziej doświadczony wyrobnik. Do tego potrzeba artysty, pełnego wizji, ograniczonego tylko przez własną wyobraźnię, który włoży w projekt całego siebie. Tylko taki twórca wykreuje żywe ucieleśnienie własnych demonów i wypełni go samymi emocjami, dając mu prawo decydowania o życiu każdego, kto zbliży się choćby o metr.

Oto właśnie Szmula. Cholernie atrakcyjna w swej szpetocie, niesamowicie pociągająca w swej nieobliczalności. Piękna, bardzo niebezpieczna, uzależniająca. Każdy wie, że zagryzie, przeżuje i wypluje, ale i tak będzie bitwa o pierwszeństwo w kolejce.

Ocena: 9/10

 

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 21 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .