Winterhart – „Ryk of Glory” (2016)

Była sobie Pocahontas i był sobie John. Była także Babcia Wierzba i wszyscy żyli długo i szczęśliwie w bajkach. I jest sobie niemiecki zespół Winterhart, którego nowa płyta jest jak animacja Disneya – całkiem dobrze skomponowana, z nakreśloną mocną kreską fabułą i trochę zbyt dużą dozą łatwowierności i kiczu.

Ale zacznijmy od początku. Ryk of Glory to koncept album, którego tematyka oscyluje wokół historii uciśnionych ludzi: Indian, podwładnych szalonych monarchów czy niewolników. Śpiewają o tym tworzący zespół Wagner i Falgalas. Pierwszy z nich odpowiada w zespole również za teksty i gitarę akustyczną, drugi – poza wspieraniem głównego wokalisty – zajmuje się pisaniem utworów, ich produkcją i masteringiem. I wychodzi to panom raz lepiej, raz gorzej.

Jest dobrze, gdy nie silą się na zbytnią patetyczność, a zbyt festynowo, gdy chcą stworzyć wzruszające plemienne songi. Zamysł ciekawy, wykonanie gorsze, choć ma swój urok. Panowie na co dzień grają też w EBM-owej grupie Dance or Die i… w tej stylistyce brzmią lepiej. Winterhart to ich młodsze dziecko, którego nie potrafią jeszcze dobrze wychować. Tu zbyt skarcą, tam zbyt popuszczą.

Pierwsze utwory na płycie to zupełny freestyle, trochę folkloru i aż zbyt plumkającego neofolku (King of the sun) oraz indiańskich śpiewów (Eldorado). Wkraczamy w nie z marszu wraz z utworem Brave New World, który przywodzi na myśl muzyczne poczynania Laibacha.

Później zespół trochę hamuje z rzewnością i zbyt biesiadnymi wojskowymi śpiewami, więcej tu industrialu i elektroniki. Tematyka pozostaje jednak taka sama. Dalej wędrujemy po różnych kulturach, przenosimy się m.in. w czasy Mojżesza i niewoli egipskiej (The Ten Plagues). Jest ciekawie i różnorodnie, wręcz zaskakująco (deadcandance’owy Song Of Zeraphine). Utwór Die Macht przynosi mantrowe ciężkie rytmy, przemieszane z bizantyjskimi modlitwami i dobrą elektroniką. Równie mocny, choć już nie tak dobry, jest tytułowy utwór. Przy War In Heaven robi się trochę sielsko i anielsko, ale na szczęście nie aż tak kiczowato jak na początku płyty. Anioły są tutaj przebrane w mundury wojskowe i trzymają rytm. Zaś w Silence is a Warning pierwsze skrzypce grają gitary. Dużym plusem są dwa ostatnie utwory – covery Atmosphere Joy Division i Warriors of the World grupy Manowar. Zwłaszcza ten drugi jest bardzo udany – można się nawet pokusić o stwierdzenie, że ma w sobie więcej energii niż oryginał.

Winterhart może nie odkrywa tą płytą Ameryki czy innych lądów, ale ofiarowuje nam kilka ciekawych kompozycji i naprawdę fajne przeróbki klasyki nowej fali i heavy metalu.

Ocena: 6/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , .