Żeleznyj Potok – „Mystic” (2020)

Trochę się przeraziłem, biorąc do ręki tę płytę, bo moja znajomość rosyjskiego jest żadna, więc nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. Niewiele lepiej jest u mnie ze znajomością muzyki z Rosji, więc zaintrygowany, czym prędzej przystąpiłem do zaznajamiania się Mystic.

Okazuje się, że ta płyta to nic innego, jak angielska wersja szóstego albumu załogi, której początki sięgają zamierzchłych czasów Związku Radzieckiego. Żeleznyj Potok proponuje solidną dawkę nowoczesnego thrashu z intrygującymi, ocierającymi się o awangardę naleciałościami. Otwierający album utwór tytułowy miażdży szybkim tempem i wściekłym riffem, ale szybko zwalnia, serwując po drodze akustyczny fragment i gitarowy szał  pachnący kanadyjskimi inspiracjami. Tych ostatnich jest więcej, i często kojarzą się z odjazdami jakie serwował Voivod pod koniec lat 80. Słychać to mocno choćby w Dark Lord, wolnym walcu, mieszającym wpływy kanadyjskiej legendy z elementami hard coru’a i nowoczesną, amerykańską melodyką. Chain Of Times (…Touching Emptiness) można by uznać za brakujący element ostatniej płyty Anthrax i byłby to jeden z jej jaśniejszych punktów. Death’s Mystery rozpoczyna się niezwykle mocno i bardzo thrashowo, ale po drodze serwuje niespodziankę w postaci wycieczki na nowojorską scenę hc, z bagażem w postaci klasycznego, heavy metalowego riffu. Niebagatelne wrażenie robi gitarowe solo pod koniec utworu, które swą złożonością i przemyconą melodyką bardzo zgrabnie wymyka się wszelkim próbom standardowej kategoryzacji. Dark Rivers to już nic innego jak najlepsze wątki z Dimension Hattros w nowym przekładzie, niepozbawionym dawki melodii i ozdobionym wprost obłędnym solem na tle zupełnie nie-thrashowych, gitarowych motywów. I trzeba przyznać, że brzmi to naprawdę bardzo świeżo, bez zadęcia i siłowania się na coś nowego. Równo, do przodu, bez oglądania się na to, czy akurat wychodzi coś oryginalnego. I tym podejściem Rosjanie bezapelacyjnie wygrywają. Wystarczy grać tak jak serce dyktuje, dołożyć niebagatelne umiejętności techniczne, zmysł kompozycyjny, który złapie w czytelne ryzy nieszablonową ilość wszelkich smaczków i mamy kapitalny, metalowy album. Osadzony w thrashu, eksplorujący jego różne oblicza, zahaczający o awangardę, a jednak ciągle mocny, solidnie chłostający i pozostawiający słuchacza z opadniętą z wrażenia szczęką. Bez cienia przesady. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy w tym gatunku można wymyślić jeszcze coś, co nie będzie na dłuższą metę pachniało banałem i wpisze się w ambitne oblicze metalu (bez gatunkowego podziału) to wystarczy posłuchać zamykającego album Bloody Rain. A jeśli ktoś ciągle nie wierzy, że mamy do czynienia z czymś naprawdę dużym, to instrumentalny, absolutnie fantastyczny Xenomorph powinien pozbawić go wszelkich złudzeń.

Szkoda tylko, że ten album przejdzie bez echa. Mało komu znana nazwa, nieduża wytwórnia i niebyt szerokie działania marketingowe prawdopodobnie zepchną płytę w niebyt. Boleję nad tym, bo zdecydowanie życzyłbym sobie więcej takich wspaniałości jak Żeleznyj Potok Najlepszy, szeroko rozumiany thrash jaki słyszałem od lat.

Ocena: 9,5/10

 

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .