Bewitcher – „Bewitcher” (2016)

Tym razem na warsztat biorę amerykańską hordę Bewitcher, która debiutuje właśnie swoim debiutanckim self-titled albumem z pogranicza starej szkoły thrash i black metalu z domieszką klasycznego heavy metalu przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Sprawdźmy, czy Bewitcher jest udanym hołdem w stronę dinozaurów ciężkiego grania.

Albumootwieracz w postaci numeru o tej samej nazwie, co zespół i cała płyta, zapowiada agresywne i bezlitosne rozprawienie się ze słuchaczem. Ambientowe intro na klawiszach wprowadza nas w mroczne zaułki metalu, który krystalizuje się pod postacią szybkich, potężnych riffów śpiewającego gitarzysty o pseudonimie Unholy Weaver of Shadows & Incantations, Dzieła zniszczenia dopełnia klasycznie brzmiąca, acz do bólu dobrze tnąca perkusja, za którą zasiada Diabolic Crusher of Hallowed Light. Ostatnim, równie ważnym ogniwem w konstrukcji jest wspomagający wokalem basista Infernal Magus of Nocturnal Alchemy. He, he, chłopaki się postarali z tymi nickami.

Kolejne dwa numery brzmią zajebiście. To Speed ‘til You Bleed i Sin is in Her Blood. Trio z Portland w stanie Oregon wjeżdża z rozrywającymi speed metalowymi riffami. Zmiany tempa są, podobnie jak w pozostałych numerach, raczej niezauważalne. Jeśli się pojawiają, to nie są zbyt radykalne, za wyjątkiem numeru Wild Blasphemy, który rzeczywiście jest czysto dzikim bluźnierstwem. Diabelskie dźwięki tną tu równo i bez przystanków. Zwalniamy nieco jeszcze przy fragmencie Hot Nights, Red Lights. Numer ten przypomina miejscami o dokonaniach hair metalowców z lat osiemdziesiątych, choć całość jest podsycona thrashowym biciem. W Black Speed Delirium chłopaki serwują nam nawet krótkie basowe solo, które stanowi rewelacyjny przerywnik. Po nim słyszymy okrzyk that’s right! i jedziemy dalej.

Ciekawym numerem wydaje się być ostatni na liście In the Night (The Cult Will Rise), który otwierają dźwięki uderzanego dzwonu, tempo całej kompozycji jest nieco wolniejsze niż w poprzednich kawałkach, a w połowie zwalnia na moment, przechodząc w riff, który nasuwa na myśl skojarzenie ze słynnym gitarowym lickiem z Hungry Daze legendarnego Ritchiego Blackmore’a i grupy Deep Purple. Interesująca zagrywka (nie wiem, czy celowa, czy też przypadkowa) ze strony amerykańskich metalowców powoduje, że z zainteresowaniem będę się przyglądał dalszym poczynaniom tria zza oceanu.

Podsumowując, Bewitcher zapodał nam dziewięć bardzo dobrych kompozycji. Za produkcją albumu stanął sam Joel Grind z Toxic Holobaust. Od strony inżynierskiej nie można się do niczego przyczepić, bo debiutancki krążek zespołu z Portland brzmi rewelacyjnie. Za wyjątkiem pierwszego i ostatniego numeru, kompozycje na Bewitcher trwają po około trzy minuty, przez co dość szybko docieramy do końca materiału. Za to przyznaję jedyny ujemny punkt, bo z chęcią posłuchałbym jeszcze dwóch czy trzech kąsków na tym krążku.

Debiutancka płyta grupy Bewitcher jest bardzo przyjemna w odsłuchu. Szczególnie powinna przypaść do gustu fanatykom pierwszych albumów Venom, ale też klasycznych dokonań Sodom i Destruction. Fani takich hord jak Celtic Frost, czy Bathory również nie powinni przejść obok tria z Ameryki obojętnie. Jak dla mnie, Bewitcher to jedno z najlepszych odkryć sierpnia 2016 roku.

Ocena: 9/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , .