Dola – „Dola” (2020)

Dola Dola 2020 cover artwork doom metal

Trio Dola pojawiło się do odsłuchu dość nagle, bez żadnej większej zapowiedzi, prezentując światu swój studyjny debiut zatytułowany po prostu Dola. Krążek szybko wzbudził furorę w sieci i zdobył w niej całkiem sporą popularność, przez co zasiadając do niego, już na starcie miałem dosyć wysokie oczekiwania. Na szczęście Dola oszczędziła mi rozczarowań i okazało się, że nagrała krążek fenomenalny, a na dodatek wciągający jak diabli.

Dzieje się tu tak wiele, że trudno jest mi ten album przypisać do jakiegoś jednego konkretnego gatunku. Choć zespół na papierze para się doomem i sludge metalem, to siedem utworów składających się na Dolę zawiera elementy wielu innych odmian ciężkiego (i nie tylko) grania. Najbardziej do tych doomowo/sludge’owych rejonów pasuje otwierający krążek Olbrzym, oprócz tego słychać również fragmenty stricte black metalowe (tytułowa Dola, końcówka Mistrzostwa we władaniu ogniem), post-rock (Wypuść nas), przepełniony dziwnymi i niepokojącymi dźwiękami zamykacz (Gdy wszystko się skończy oni nadal będą chodzić), nie zabraknie delikatnie przywołującego echa Voice of the Soul od Death instrumentalnego utworu akustycznego (Dni błogie), a wszystko to łączy się w jedną cudowną całość w najlepszym na albumie Tam mnie nie ubijesz, dodatkowo przyprawionym black metalem, zmieszanym z odrobiną ekstremalnego punka.  Złośliwiec zarzuciłby zespołowi brak spójności, jednak ta jest zachowana przez  klimat całości. Niepokojący, psychodeliczny, momentami może nawet przerażający – Dola często przypomina soundtrack do dreszczowca wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Pomaga w tej opinii również przeraźliwy, czasami wręcz wynaturzony wokal, za który zabrali się wszyscy trzej Panowie.  Warto dodać, że nie jest to krążek przeznaczony do słuchania na wyrywki – aby w pełni docenić zmiany w dynamice wewnątrz utworów i pomiędzy nimi, oraz pomysłowość zespołu, należy poświęcić te wymagane pięćdziesiąt minut i odsłuchać go od deski do deski.

Ostatnio często zdarzało mi się narzekać na kwestie brzmieniowe, jednak i tu Poznaniacy poradzili sobie znakomicie, instrumenty mają moc, a szczególnie wybija się mocarnie brzmiący bas Marasa. Osobne słowa uznania niewątpliwie należą się perkusiście zespołu, który odwalił kawał znakomitej roboty – ze szczególną przyjemnością słucha się w partii jazzowych (na przykład na początku Tam mnie nie ubijesz). Czapki z głów.

Trudno mi w zasadzie wskazać jakieś wady Doli, być może skróciłbym trochę ostatni utwór, gdyż jak na kawałek wieńczący tę szaloną podróż wnosi on zdecydowanie zbyt mało i to pomimo tego, że jest niezwykle klimatyczny. Oprócz tego jednego malutkiego punkciku – absolutna petarda i bardzo poważny kandydat do debiutu roku. Gorąco zachęcam, polecam, może za kilka lat będziecie mogli tak jak ja powiedzieć: „słuchałem/am Doli zanim była modna”.

Bo mam przeczucie, że to nie jest ich ostatnie słowo.

Ocena: 9.5/10

Dola na Facebooku

 

 

Łukasz W.
(Visited 19 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .