Atra Vetosus – „Apricity” (2018)

Australijski kontynent ma poważne zasługi dla muzyki rockowej – i nie tylko o AC/DC mowa – ale z black metalem się raczej nie kojarzy. Niemniej diabeł tasmański najwyraźniej nie śpi (z tejże wyspy pochodzi kapela) i dopinguje swoich ziomków do tworzenia mroczniejszych dźwięków. I co ciekawe okazuje się, że black to uniwersalny język. W przypadku Atra Vetosus można nawet odnieść mylne wrażenie, że muzycy nasiąknęli chłodną i mglistą aurą północnych borów. Cóż, muzyka potrafi rzucać na nas uroki i mylić szyki.

Osoby ceniące w black metalu przede wszystkim szorstką bezkompromisowość mogą w kontakcie z Apricity czuć pewne rozczarowanie, bo zespół opowiada się po bardziej melodyjnej stronie czarnej sztuki, ale też robi to bez słodzenia. Najważniejsza dla Australijczyków jest mistyczna atmosfera, budowana zarówno dźwiękami, jak i liryką, więc świadomie nie podejmują oni próby ścigania się o palmę pierwszeństwa z najbardziej bluźnierczymi i bezkompromisowymi kapelami w galaktyce. Będą też tacy, którzy przyklasną podobnej opcji.

Muzycy celują przede wszystkim w rozbudowane kompozycje, w których słychać różne, przeplatające się ze sobą motywy, ale jednocześnie całość, dzięki podobnym aranżom i pewnej melancholii, jest bardzo spójna. Czasem pojawia się wściekłość i pasja, łagodzona też klimatycznymi momentami dźwiękowego oddechu (Where the Lost Spirits Roam). Innym razem słychać tu proste, ale nośne melodie (Fading Life, Winter Winds), albo zaskakująco dziarski i skoczny riff (początek Pravitatem Cordis Hominis). Przede wszystkim zaś króluje na płycie pewna różnorodność, wielowarstwowość kompozycji, nie przekraczająca jednak klasycznych kanonów stylu, jak w Oceans of Light, Rainfall of Stars czy Of Ancient Prophecies. Dobrze kompozycjom na płycie, oprócz spokojnych wstawek, robią z lekka symfoniczne czy chóralne wtręty, serwowane z rzadka. Trzeba też przyznać, że gitarzyści Atra Vetosus potrafią zaciekawić ładnym motywem akustycznym (krótkie instrumentalne kompozycje Violet i Amber), dodającym płycie oddechu.

Czy starcza Australijczykom pomysłów, by utrzymać słuchacza w ciągłym napięciu i zainteresowaniu? Nie mam pewności. Album Apricity trwa ponad godzinę, a to dość długo, jak na standardy black metalowe. Łapałem się jednak na tym, że choć kolejne utwory w sumie podobały mi się i oferowały całkiem inspirujące doznania, to jednak z czasem moje myśli gdzieś uciekały i nie skupiałem się na poszczególnych kompozycjach. Tym niemniej Atra Vetosus w swojej kategorii wagowej może mierzyć się nawet z tuzami stylu. Na ich najnowszej płycie jest trochę czarnej magii, dość, by zakląć kogoś na moment, nie wiem jednak, czy wystarczająco, by poddać się tym zaklęciom na całe życie.

ocena: 7/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , .