Dalit – „Descent” (2015)

Dalit, czyli niedotykalny, wykluczony, znajdujący się poza systemem kastowym. To określenie ludzi należących do najniższych kast w Indiach, Sri Lance czy Bangladeszu. To także nazwa norweskiej grupy parającej się dość melodyjną mieszanką doom i death metalu, która w swym przesłaniu jest raczej pro niż antychrześcijańska, co jak na Norwegię już samo w sobie jest ewenementem. Descent to ich drugi, pełny album, początkowo wydany cztery lata temu i przynajmniej raz wznawiany (ze względu na niejasne i sprzeczne informacje w sieci, zatrzymajmy się na roku 2015).

Descent to płyta bardzo „nie-norweska” w swym wydźwięku. Sporo tu melancholii i brytyjskiego podejścia z początku lat 90. Pierwsze skojarzenia to takie zespoły jak My Dying Bride, Anathema czy wczesne Paradise Lost ożenione z doomową walcowatością, podlane deszczową atmosferą Amorphis. Panowie mają też sporo szacunku do wczesnego Opeth oraz starej klasyki z Black Sabbath na czele. Wolne i smutne pasaże gitarowe są ozdobione delikatnymi, nienachlanymi klawiszowymi ozdobnikami, sporą dawką wyspiarskich melodii i dość czytelnym growlem. Trochę szkoda, że wokal to właściwie jedyny, typowo death metalowy element w muzyce Norwegów. Co prawda pojawiają się pachnące śmiercią riffy, ale właściwie każdy cięższy fragment jest równoważony przez czyściutką solówkę przewijającą się w tle. Każdy z tych sześciu numerów ma typową konstrukcję – delikatny początek, powolne rozwinięcie, jednostajne tempo (z małymi wyjątkami), wyciszenie z wokalnymi melodeklamacjami i solówki, które z czasem zaczynają po prostu męczyć.

Kompozycyjnie ten album nie wyróżnia się absolutnie niczym, bo jest napisany od szablonu. Każdy utwór jest w zasadzie taki sam, nie ma tu żadnej niespodzianki, żadnej nieoczywistej zagrywki, żadnego elementu zaskoczenia, który przełamałby skostniałe struktury. Descent jest do bólu przeciętny z pozycji tu-i-teraz, a gdyby był wydany w Wielkiej Brytanii w 1994 roku, bo tam należy szukać jego muzycznej przynależności, to został by po prostu zdeptany przez wyżej wymienionych. Zwykła nuda na zmianę z przeciętnością i przewidywalnością. Jeden, dowolny utwór z tej płyty wystarczy, aby mieć jej całościowy ogląd. Podejrzewam, że nawet najbardziej zagorzali fani takiego grania będą mieć problem z przebrnięciem przez Descent bez ziewnięcia.

Ocena: 4/10

 

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .