Gonadectomy – „Reign of Disease” (2016)

Za każdym razem, gdy dostaję do recenzji płytkę z poziomu obecnego tu Gonadectomy, zastanawiam się: po co. Na kiego grzyba ktoś stwierdził, że to nagra i puści w świat i jakim cudem znalazł się inny ktoś, kto zrobił z tego wersję fizyczną. Niezależnie od motywacji biedne recenzenty muszą się później trudzić, jak tu w sposób ciekawy opisać po raz wtóry to samo. Co właśnie teraz robię.

Wydany na początku roku przez Rotten Music Reign of Disease to pierwszy, i jak dotąd jedyny, wypust szwedzkiego duetu Gonadectomy. Gości, którzy stwierdzili, że sobie slam pograją. I wypuścili w świat sześć kawałków slamowych, tak na niecałe dwadzieścia minut muzy.

Reign of Disease jest płytą całkowicie zbędną. Nie ma tu nic, czego nie słyszeliśmy już miliony razy w lepszych i ciekawszych wersjach. Ani budowa kompozycji, ani udźwiękowienie płyty ani umiejętności chłopaków nie są warte poświęcania tej płycie większej uwagi. Jest do bólu ograna, co boli już od pierwszych minut. To po prostu typowy przykład ciągu slamdown-blaściki-slamdown-powtórz. Nie znaczy to, że muza jest zła sama w sobie, bo czasami zdarzają się naprawdę fajne fragmenty. Dobry jest na przykłąd początek do Atrocious Putrefaction, później zresztą też jest nieźle. Całkiem podoba mi się także Abhorrent Existence. Na płycie znajdziecie też romantiko-balladę zatytułowaną Intermission, co w praktyce sprowadza się do trzyminutowego wycinku z jakiegoś horroru z diabołem jako nemesis+kiepsko zapamiętywalnego motywu na gitarze. Z drugiej mańki, jest także całkowicie nijaki Reborn Cadaver i mierny Cannibalistic Warlord. No po prostu typowa średnia typowej EPki typowego zespołu slamowego. Ale jest tu coś, co Gonadectomy wyróżnia: absolutnie wkurwiające brzmienie perkusji. Jest tak samo sztuczne jak cycki Pameli Anderson, i prawdopodobniejakby je ostukać to wydawałyby podobnie puste brzmienie. Totalnie skopany drumbot jest uzupełniany przez takie sobie brzmienie gitary (stanowczo za mało tam mięcha jak na granie w slamowanie) i bardzo amatorski wokal. W ogóle cały zespół wydaje się być projektem kumpli, którzy tak sobie zaczęli pogrywać i jakimś magicznym zrządzeniem losu wypuścili płytę. Nie chcę być złośliwy, ale na razie powinni szlifować umiejętności a nie nagrywać krążki, bo sam zapał kategorycznie im nie wystarcza.

Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Rotten Music ma w swojej stajni dużo lepsze patologie i jeżeli już masz się zainteresować tą wytwórnią to wybierz niedawny Fetor albo Aceptic Goitre.  A to zostaw najlepiej. Nie sądzę też, żeby Gonadectomy kiedykolwiek wybiło się ponad miliony innych slamowych projektów. Na śmietnik dziejów ich.

Ocena: 5/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .