Organic Noises – „Organic Noises” (2019)

Ormiański i polski folklor, jazz oraz rock progresywny w jednym muzycznym kotle? Tego typu połączenia bywają ryzykowne. Ale gdy zbierze się grono utalentowanych muzyków, którzy myślą i czują podobnie, wszystko powinno się zgadzać.

I tak właśnie sprawy mają się na albumie grupy Organic Noises, frapującej podróży po stylach, egzotycznych krainach i uczuciach. Kto zaś obawia się, że podobne mariaże są nie dla niego, ten jednak coś straci, więc lepiej spróbować, niż mieć do siebie potem pretensje. Na płycie znalazły się autentyczne cytaty z ormiańskiego folkloru – tradycyjne melodie zostały zaaranżowane przez zespół. Zofia Trystuła-Hovhannisyan zagrała z kolei na takich tradycyjnych instrumentach jak duduk, zurna i shvi, typowych dla rejonu Kaukazu czy Bliskiego Wschodu. Wnosi to do muzyki Organic Noises i nutę melancholii, i energię tamtejszych tańców i biesiad, przede wszystkim zaś powiew egzotyki.

Czasem jednak robi się na Organic Noises bardziej swojsko, jak w Pozic Mamo Roz, tradycyjnej pieśni kurpiowskiej, podanej w taki sposób, że nawet z natury sceptycznie nastawieni do swojszczyzny melomani będą musieli się zasłuchać (a kto jeszcze nie wie, co to didgeriddo, na którym gra Paweł Chlastawa, ten będzie miał okazję nadrobić zaległości). Zespół we wkładce do płyty zwraca szczególną uwagę na kompozycję Die Yaman poświęconą pamięci ludobójstwa Ormian, które dokonało się w 1915 roku. Tu z kolei smutna, bardziej mroczna, oszczędna w środkach kompozycja przynosi całkiem inne emocje.

Myli się jednak ten, kto wrzuca płytę Organic Noises do przegródki folk, bo to tylko jeden z filarów, na którym koncept się opiera. Choć spokojne intro i outro – w których rzewnie gra nam duduk, przywołując ducha bliskowschodnich podróży Dead Can Dance (banalne porównanie, ale pasuje) – jest dość jednorodnym tworem, o tyle pozostałe kompozycje to rozbudowane muzyczne pejzaże, które przynoszą wiele emocji. Odzywają się tu jazzujące, synkopowane rytmy, głównie za sprawą zasiadającej przy fortepianie Karoliny Wiercioch i perkusisty Jana Rusina. Czasem pojawi się mocniejszy gitarowy riff, albo moogowy pejzaż (Marcin Chatys), które od ręki urozmaicają kompozycję, podobnie jak sola, czy na tradycyjnych instrumentach ludowych, czy na skrzypcach (świetna Joanna Chudyba) i klasycznie na elektrycznej gitarze (stylowy Robert Wiercioch). Mało tu co prawda wokalu, ale gdy już się pojawia, trudno go nie zapamiętać – wielka to zasługa także zaproszonych gości (Susanna Jara, Roksana Sadowska i Iwona Karcz).

Najważniejsze zaś to, że wszystko znakomicie się ze sobą przegryza, a z tego tygla dźwięków, inspiracji i nawiązań wyłania się potrawa sycąca ducha, pełna aromatów i jak najbardziej – przy całej formalnej złożoności – strawna jak dla każdego. No właśnie, różnych emocji tu nie brak. Warto zaznajomić się z tą płytą, najlepiej z jej wersją fizyczną – w dołączonej książeczce znalazło się miejsce na piękne zdjęcia, które lepiej pozwolą wczuć się w atmosferę muzyki.

ocena: 8/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 16 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .