Russian Circles należą do grupy szczęśliwców, którzy na przestrzeni kilku lat i albumów wypracowali swój własny rozpoznawalny styl i doprowadzili go niemal do perfekcji. Problem w tym, że często czegoś tak dobrego ulepszyć już się nie da, więc co poniektórzy fani zaczęli kręcić nosami, że twórczość formacji z Chicago sprowadza się do klepania tego samego, na minimalnie różny sposób. Słuchając wydanego cztery lata temu Guidance też trochę kręciłem nosem, wychodząc z założenia, że kto nie idzie do przodu ten się cofa. I wiecie co? Ewentualny problem leży zupełnie w czymś innym niż innowacyjności lub jej braku, a nowy album Russian Circles doskonale to ukazuje.
Owszem, Blood Year jest cięższy, a przede wszystkim mroczniejszy i bardziej ponury niż Guidance. Znowu z post-rocka nastąpiło wahnięcie w post-metal i jakkolwiek nie przepadam za muzycznymi szufladkami, a tych dwóch wręcz nie znoszę, tak tutaj jest to odczuwalne. Jednak daleki jestem od twierdzenia, że Blood Year słucha się tak dobrze bo sięga bardziej w metalowe korzenie grupy. To jest najzwyczajniej w świecie wyjątkowo spójny,ciekawy, poruszający i dobrze napisany album, który przykuwa uwagę od pierwszej minuty, do ostatniej.
Najjaśniejszym punktem jest bez wątpienia Milano – gdyby cała płyta była taka to mielibyśmy małe arcydzieło. To jeden z lepszych utworów, jakie Russian Circles do tej pory nagrali: pokombinowany, ale z nośną melodyką, klimatem gęstym jak smoła, z black metalowymi naleciałościami i sprytnymi zmianami tempa. Kohokia stanowi idealną równowagę między post-metalowym a post-rockowym światem, lecz przede wszystkim doskonale narasta stopniując napięcie, lecz wcale nie uciekając od melodii i konsekwentnie zmierzając do finału.
Pewne wątpliwości budzi miejscami Sinaia, ktora pięknie się zaczyna, ale w pewnym momencie nieco traci na dynamice. Natomiast Arluck i Quartered to już esencja stylu Russian Circles, przy czym Arluck jest bardziej chwytliwy, zaś wściekły Quartered mniej tnie riffami, wprowadzając za to więcej zgiełku, chaosu i najbardziej wyraźnie nawiązując do rewelacyjnego Empros, a jednocześnie nieźle broniąc się w zestawieniu z kawałkami z tamtej płyty czy Genevy.
Krytyków Russian Circles którzy zatrzymali się właśnie na Empros nie przekonam pewnie ani ja, ani Blood Year. Tym niemniej nie wszystkich płyt tej formacji jestem w stanie słuchać z taką przyjemnością w całości. Za każdym razem mam wrażenie, że to krótki album i ledwo zacząłem go słuchać, a już się skończył – a przecież to bite czterdzieści minut. Nie spodziewam się już więc po chicagowskim trio rewolucji, oczekuję klimatycznego, mrocznego, pełnego emocji grania, które sprawia, że recenzenci używają przedrostka „post” częściej, niż powinni. Na Blood Year właśnie dokładnie to dostałem i jestem gotowy na więcej.
Ocena: 8/10
- TVINNA – „One in the Dark” (2021) - 1 marca 2021
- Ols – „Widma” (2020) - 29 kwietnia 2020
- Oranssi Pazuzu – „Mestarin kynsi” (2020) - 16 kwietnia 2020
Tagi: Blood Year, instrumental, post-metal, post-rock, recenzja, review, Russian Circles, sargent house.