Nie jestem do końca pewny, dlaczego to recenzuję. While Sun Ends to zupełnie nie moje klimaty, a WOOAAARGH się wycwaniło i wrzuciło tę płytę do paczki, od której spodziewałem się tylko prostego, solidnego grindowania. Zamiast tego dostałem album dużo bardziej skomplikowany. Na swoje nieszczęście nie zwykłem ignorować promek.
Wydany za miesiąc z kawałkiem Terminus jest drugim długograjem włoskiej ekipy. Zawierający osiem utworów i czterdzieści pięć minut krążek wypłynie pod skrzydłami WOOAAARGH, a muzykę tam zawartą najlepiej nazwać progresywnym post-death metalem. Albo jakoś tak.
Problem z muzyką progresywną mam taki, że ja jej nie lubię. Rzadko, naprawdę rzadko zdarza się projekt, którego jestem w stanie słuchać, i jeszcze rzadziej taki, który mi się spodoba. Do tego While Sun Ends zawiera sporo dźwięków z nurtu postnego, na którym już troszkę się wyznaję, nie na tyle jednak, by swobodnie się o nim wypowiadać. Tak więc na początku muszę zaznaczyć, że fachowość tekstu może kuleć.
Jeżeli chodzi o emocje odczuwane podczas odsłuchu Terminusa, to są one różne. Z jednej strony bardzo podoba mi się delikatniejsze oblicze While Sun Ends. Ekipa umie tworzyć klimat marzycielsko-zadumany, bardzo postny i prawie kojący. Takimi fragmentami emanuje na przykład druga część Measure albo początek i koniec Seesaw. Ta wersja muzyki Włochów bardzo mi się podoba. Jest ładna, spokojna, utrzymuje moją uwagę i upływa przyjemnie i zbyt szybko. Z drugiej strony ostre, deathowo-groove’owe partie psują mi ten obraz. Nie mam nic przeciwko nim jako takim, bo zdarzają się naprawdę niezłe motywy, jak w Elevation chociażby. Chodzi o rujnowanie atmosfery na rzecz zbędnych jak dla mnie breakdownów i gonitw. Może bolałoby mniej gdyby przechodzenie między jednym a drugim stylem było gładsze, trwało dłużej i było bardziej stonowane. Na Terminus jednak te przejścia są jakby ucięte tasakiem i zszyte mniej lub bardziej na oko. Cała płyta jest w sumie parabolą, raz delikatnie, raz ostro. Gdy już robi się przyjemnie i miło możesz być pewny, że zaraz nastąpi gwałtowna zmiana klimatu.
Tak więc mamy muzykę będącą (na moje zniekształcone grindem ucho) połączeniem czegoś w stylu nowszej Katatonii/Rosetty i Gojiry. Brzmienie też jest takie właśnie dwojakie. Partie postne są, a to ci niespodzianka, bardzo postne. Bez problemu odnalazłyby się na pełnoprawnie postnej płycie, i kompozycyjnie i brzmieniowo. Natomiast fragmenty ostrzejsze brzmią mi ogólniethrashowo. Gitary są raczej ostre niż mięsiste, perkusja też swoje wnosi. Tak czy owak dźwięki słychać bardzo przyjemnie i są świetnie wymiksowane/wymasterowane. Umiejętności samych muzyków także prezentują bardzo wysoki poziom, tu nie mogę się do niczego przyczepić. Każdy robi swoje tak, jak należy, a wokalistka na czystych wypada najlepiej spomiędzy nich wszystkich. No i layout mi się podoba. Nie jest może łapiący za jajca, ale wygląda bardzo porządnie i klimatycznie.
Mam nadzieję, że coś ci ta recenzja dała. Nawet, jeżeli mojemu zdaniu ufasz jak własnej matce, to lepiej sprawdź te dźwięki na własną łapę, tak będzie najlepiej. A co do oceny… jeżeli coś jest progresywne, a mimo to jestem w stanie słuchać bez krzywienia się, a While Sun Ends jestem, to musi być niezłe.
Ocena: 7,5/10
- Ayyur – „The Lunatic Creature” (2018) - 13 lipca 2019
- Psychopathic – „Phases” (2018) - 6 lipca 2019
- Himura – „Exterminio” (2016) - 30 czerwca 2019
Tagi: 2016, kapitan bajeczny, post-metal, post-rock, Progressive Death Metal, recenzja, Terminus, While Sun Ends, WOOAAARGH.