Mordhell – „Graveyard Fuck” (2020)

mordhell Graveyard Fuck

Rok dwudziesty, wiek dwudziesty pierwszy. Po blisko dekadzie na świecie pojawia się pełnoprawny następca Suffer In Hell Mordhell, a gdzieniegdzie można spotkać się z głosami, że właściwie to nie wiadomo po co poznaniacy postanowili wrócić. Ano bardzo dobrze, że wrócili. W czasach, kiedy kolejne Biesy, Odrazy czy inne Kły (oczywiście niczego nie ujmując żadnej z tych kapel) mniej lub bardziej namiętnie ścigają się w tym, pod którym szyldem można znaleźć black metal bardziej unikatowy i inny od całej reszty, chyba bardziej niż kiedykolwiek potrzeba zespołów, które w swojej twórczości stawiają po prostu na czad.

Takim czaderskim wygarem jest właśnie Graveyard Fuck – nowe dzieło poznańskiej formacji jest proste jak konstrukcja cepa, hołdujące klasyce lat dziewięćdziesiątych (Darkthrone lub Carpathian Forest anyone?)  i przesycone punk rockową wręcz energią, która momentalnie przenosi się na odbiorcę. Riffy są proste i nieskomplikowane, a przy tym chwytliwe. Nowy krążek kwartetu składa się wyłącznie ze zgrabnie zagranych i zwięzłych koncertowych petard, podczas których bardziej od kontemplacji i zachwytu nad grą i pomysłami muzyków wskazana jest po prostu niczym nieskrępowana zabawa, choć znajdzie się też chwila wytchnienia przy wolniejszym od pozostałych numerów Cursed to Walk This Earth oraz na outro w postaci Morbid Orgy, które brzmi dokładnie tak jak wskazuje na to tytuł. Zespół na szczęście nie poszedł za nową modą na udziwnianie swojego repertuaru i zaprezentował światu nagranie jadowite i nasączone prymitywizmem – czyli w zasadzie dokładnie takie, jakiego można było się po Mordhell spodziewać. Złośliwi powiedzą, że zespół wcale a wcale nie poszedł do przodu i usilnie stara się tkwić w klimacie zeszłego wieku. No i ci złośliwi będą mieli rację, bo dokładnie tak się sprawy mają. Nie jest to jednak w żadnym wypadku minus tego krążka, wręcz przeciwnie, właśnie w tym tkwi cały jego urok i siła. Energetycznego kopa udaje się zachować mimo delikatnie garażowego brzmienia (co przecież nie zawsze się udaje), zaś całość Graveyard Fuck mija w oka mgnieniu i prosi o kolejną sesję.

Trzecie długogrające wydawnictwo Mordhell to po prostu oldschool pełną gębą. Nie każdemu się ono spodoba, tak jak wspominałem na początku, odnoszę wrażenie, że takie granie obecnie coraz bardziej wychodzi z mody – a szkoda. Mnie ten materiał zadowolił i mam nadzieję, że zespół nadal nie będzie poddawał się wszelkiego rodzaju trendom, zamiast tego wytrwale krocząc wytyczoną przez te siedemnaście lat ścieżką. Oby na ich następny materiał nie trzeba było czekać tak długo jak na niniejszy.

Ocena: 8/10

Mordhell na Facebooku

 

 

Łukasz W.
(Visited 11 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .