Symptoms Of Decay – „Memorial” (2018)

Była taka płyta Budki Suflera, Zawsze czegoś brak. Muzyka pochodzącego z Niemiec Symptoms Of Decay nie ma oczywiście nic wspólnego z legendarnym lubelskim hordem, ale tytuł tamtego albumu jest adekwatny do melo death metalowej zawartości albumu Memorial. Bo jednak czegoś brak (zawsze) w tych numerach – a to naprawdę wyrazistego riffu, a to dobrej melodii, w końcu jakiejś porządnej produkcji. To znaczy elementy te przydarzają się, a juści, ale razem nie występują nigdy. Wszystko to wpływa na odbiór całości, która nie wyróżnia się niczym interesującym.

Peter Danilov lepiej wypada growlując, niż śpiewając czysto. Te jego nosowe, niby wzniosłe zaśpiewy są dość jednostajnie, ale nie pomaga im też brak naprawdę dobrych melodii (taki przebojowy, prosty, fajny do pośpiewania z publicznością refren Reaper to jednak za mało). Bo jeśli już porzuca się okowy ekstremalnego grania i robi ukłony w kierunku nieco bardziej przystępnych i mniej agresywnych rejonów, to trzeba zaproponować coś ekstra. Niestety kawałki brzmią dość nijako, a szkoda, bo słychać, że w poszczególnych numerach pojawiają się ciekawe patenty, tyle że nie doczekały się właściwego rozwinięcia, jakby kto podał na stół pieczyste, a nie posolił i nie popieprzył.

Są tu zmiany temp, motywów i klimatu, ale nie przynoszące nic, co mogłoby wywołać żywsze bicie serca. Całość przelatuje, tak samo za pierwszym, jak i dziesiątym razem, choć trzeba przyznać, że im agresywniej zespół próbuje grać, tym wypada bardziej przekonująco – choćby początek Condemned Machinery, zastawiony z ciekawą, mocnym riffem pod koniec, albo nieco bardziej jadowity, z fajnym zwolnieniem na finał Self Immolation, czy trochę industrialny w posmaku Heart Of Darkness, to przykłady, że w obranej konwencji Symptoms Of Decay mogliby mieć coś do zaprezentowania.

Zespół wydał materiał własnym sumptem, a to niestety – a przecież nie musiało tak być – odbiło się na jego jakości. Album brzmi raczej jako demo, najczęściej nazbyt płasko, bez „mięcha” i mocy. Czasem garażowa aura dodaje sznytu metalowym kapelom (ileż undergroundowych arcydzieł nagrano z pomocą piwnicy i magnetofonu), tu jednak zespół nieco wykastrował się sam z ewentualnych atutów. Niemcy wymieniają wśród swych inspiracji Amon Amarth, In Flames, Dark Tranquillity i Heaven Shall Burn. Wzorce zatem dobre, ale zabrakło konsekwencji, odwagi, wyrazistego pomysłu. Może gdyby produkcja była lepsza, gdyby podrasować wszystko, udałoby się z tego materiału wyciągnąć więcej? Niemniej jednak fani wymienionych wyżej powinni materiał sprawdzić. Znajdą podobne środki wyrazu, pytanie, czy to im wystarczy? Są tu momenty, ale tylko tyle.

ocena: 5/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

 

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , .