Lubię takie granie. Wszystkie te współczesne inkarnacje oldschoolowej ekstremy, które sfrustrowani dziennikarze i blogerzy muzyczni klasyfikują raz jako black, raz jako death, raz jako thrash, gilgoczą mnie bardzo przyjemnie. Począwszy od Goatwhore, skończywszy na Ragehammer – tam, gdzie jest wpierdol, riff i pan szatan, tam ja się czuję dobrze. I Hate Them All też przytuliłbym do mojego czarnego serduszka, tylko że Defender of the Black Throne aż tak fajny nie jest. Dlatego Hate Them All potrzymam na razie na dystans, żeby panowie mogli podpatrzeć choćby rodaków ze wspomnianego Ragehammer, jak się robi płyty. Albo właściwie sobie przypomnieć, bo poprzedni krążek katowickiej hordy, Last Feast with the Beast, był naprawdę spoko i bardzo dobrze HTA przedstawiał metalowej braci.
W czym jest problem z Defender of the Black Throne? Na początek może o tym, z czym problemu nie ma – HTA w dalszym ciągu trzymają się uparcie swojej stylistyki, splugawionego black metalu z elementami death i thrash, gdzieś w okolicach Destroyer 666, Hellhammer czy innego starego Venom. Prosta sprawa: ma być rozrywający flaki riff, plucie na wszelkie świętości, żadnych ładniutkich wygibasów, pełna nienawiść. I w tym Hate Them All chyba czują się nieźle, bo im to wychodzi. Jest tu wysoka intensywność, nie ma za to żadnych skrupułów. Pod względem kompozytorskim jest raz lepiej, raz gorzej, ale generalnie na ocenę niezłą. Poszczególne numery wciągają, bo też łatwo utrzymać skupienie słuchacza przy tak krótkich formach, ale jednocześnie przesłuchanie całego albumu od początku do końca na pełnym fokusie mi się praktycznie nie zdarzyło, bo po kilku minutach mam wrażenie, że zespół cały czas mieli to samo. Fajnie wjeżdża kilka riffów, Hate Them All naprawdę świetnie brzmią kiedy robią się jeszcze bardziej blackowi (choćby końcówka otwieracza Hatehammer albo Doctrine of Hell). Całość rozrzedzają trochę momenty, w których zespół nabiera wyraźniejszego groove i są to akurat te chwile, które obniżają ocenę. Jest na płycie parę riffów, którym zabrakło chyba inspiracji (Czas Chwały, Dark Lord), ale mimo tego album trzyma znośny poziom, który daje szansę na sporo machania banią bez wyrzutów sumienia.
No dobra, skoro jest nieźle, to w czym tkwi problem Defender of the Black Throne? W brzmieniu. I to jak. To, co się odjebało na tej płycie z dźwiękiem, jest trochę zawstydzające. Nawet gdybym we wkładce nie wyczytał „Recorded live in basement, no cut + no copy + no midi” to bym się po pierwszych sekundach zorientował, że w nagraniach nie brało udziału żadne sensowne studio. Ja rozumiem, że jest jakaś kanwa, jakiś kontekst, jakaś stylistyka i mrugnięcie okiem do miłośników konkretnych płyt, zespołów i generalnie undergroundowego podejścia, kumam, że ma być syf, bo oldschool i w ogóle takie tam duperele. Ale można, a wręcz trzeba, takie rzeczy robić z głową. Wspomniani już tutaj kilkakrotnie Ragehammer albo Moloch Letalis też brzmią oldschoolowo, ale jednocześnie dobrze. A temat tego, że homerecording w dzisiejszych czasach daje naprawdę duże możliwości przy stosunkowo niewielkich nakładach, to już Hate Them All odpuszczę. Dość powiedzieć, że bębny, gitary i i bas brzmią tak, jakby nagrywano je faktycznie w piwnicy, ale przy pomocy węgla i worka cementu, a nie jakiegokolwiek sprzętu rejestrującego i wzmacniaczy o sensownej jakości. Płyta brzmi jakby ją wyciągnięto z lat 70-tych i w tym przypadku nie jest to komplement. W miarę dobrze brzmią wokale (jeśli już przebrnie się przez irytującą manierę wokalisty do rozciągania wszystkich możliwych samogłosek, choć im dalej w płytę, tym tego mniej). Brzmienie Defender of the Black Throne to duży kamyczek do ogródka Hate Them All, tym większy, że debiutancki longplay zespołu brzmiał całkiem nieźle.
Mieszkam przy głównej ulicy dużego miasta, więc każdego lata mam problemy ze snem, bo pod oknami mam nieustanne wyścigi motocykli. Zorientowałem się nawet, że ci goście kupują zajebiście drogie maszyny, żeby je następnie uszkadzać przez wymontowywanie tłumików, żeby robiły większy hałas, przez co rzecz jasna tracą na wartości. Podobnie jest z Defender of the Black Throne – maszyna działa bardzo dobrze, ale została świadomie uszkodzona przez właściciela.
6/10
wyd. Old Temple
Sprawdź też:
Uada, Carnation, Moloch Letalis, Cancerfaust, The Spirit,
- Linus Klausenitzer – „Tulpa” (2023) - 31 stycznia 2024
- Leshy – „Knieje” (2023) - 27 listopada 2023
- Las Trumien – „Głód zabijania” (2023) - 20 lipca 2023